Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na nim znaków symbolicznych, otaczał tułów tego posągu, z prawego boku dźwigał on długi miecz; olbrzym ten miał cztery wyciągnięte ręce, a w nich trzymał głowę słonia, zwiniętego węża, czaszkę ludzką i ptaka, podobnego do czapli.
Tu i owdzie na murach z cegły, widać było całe jeszcze, czy już pokruszone, płaskorzeźby kamienne bardzo śmiałego dłuta; jedna z najlepiej zachowanych przedstawiała człowieka z głową słonia, o skrzydłach nietoperza, pożerającego dziecko. Nic okropniejszego nad widok tych zwalisk, otoczonych masami wielkich drzew, ruin, okrytych przerażającemi godłami, szczególniej kiedy się je oglądało przy świetle księżyca, wśród głuchej nocy.
Przy jednym murze tej starożytnej świątyni, poświęconej jakiemuś krwiożerczemu, tajemniczemu bóstwu jawańskiemu, stała, niezgrabnie zbudowana ze szczątków kamieni i cegieł, buda; drzwi jej, uplecione z prętów, były otwarte, a wychodzące z niej czerwonawe światło odbijało się na trawie, ziemię przed nią okrywającej.
Było w niej trzech ludzi, którzy siedzieli przy glinianej lampie, napełnionej olejem palmowym, w którym się palił knot z włókien kokosowych.
Jeden z nich, mający około lat czterdziestu, odziany był po europejsku; jego biała cera dowodziła, że należy do mieszańców, że urodził się z człowieka białego i z matki Indjanki.
Drugi — był tęgi Murzyn afrykański, z grubemi wargami, barczysty, na cienkich nogach; jego kędzierzawe włosy pokrywać zaczynał szron; odziany w gałgany, stał przy Indjaninie.
Trzeci spał rozciągnięty na macie w kącie budy.
Trzej ci ludzie prześladowani na stałym lądzie Indji, przy pomocy kontrabandzisty Mahala dostali się na wyspę Jawę.
W fizjognomjach ich malował się wyraz stanowczości wilka, zimna odwaga i, że tak powiem, spokojna