Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych, wyraźnie odbijał od żywego rumieńca ust i pięknych białych zębów.
Gdy zdjął kapelusz, zanim włożył leżącą na stoliczku aksamitną czapeczkę, widać było jeszcze kasztanowate włosy, których wiek jeszcze nie posrebrzył.
Miał na sobie długi surdut, zapięty po wojskowemu aż pod szyję.
Bystre wejrzenie tego człowieka, wysokie czoło znamionowały niepospolity umysł; szerokie, wydatne piersi i barki zapowiadały silną budowę ciała; wreszcie okazały wzrost, postawa, staranny ubiór, lekki zapach, rozchodzący się z głowy i całego ubrania, wdzięk i łatwość najmniejszego poruszenia oznaczały człowieka, jak to mówią, światowego, i kazały się domyślać, że albo już był, albo mógł się niebawem znaleźć na drodze wszelkiego rodzaju powodzeń.
Pan Rodin nie przestawał pisać.
— Czy są listy z Dunkierki, Rodinie? — spytał jego pryncypał.
— Ajent jeszcze nie przybył.
— Chociaż nie mam powodu być niespokojnym o zdrowie mej matki, gdyż niebezpieczeństwo już minęło — odpowiedział pytający, — mocno jednak pragnę upewnić się co do jej stanu... spodziewam się jednak dziś zrana dobrych wiadomości...
— Życzyć należy, — odrzekł sekretarz, równie uniżony równie pokorny jak lakoniczny i zimny.
— Tak, życzyć należy, — odrzekł jego pan, — gdyż jeden z najlepszych dni w mem życiu był ten, kiedy księżna Saint-Dizier napisała do mnie, że ta choroba również nagła jak niebezpieczna, musiał ustąpić dzięki troskliwym staraniom jakie miano o mojej matce... dzięki tej zacnej przyjaciółce; gdyby nie to, miałem już jechać... lubo moja obecność tu jest bardzo potrzebna.
Potem, zbliżając się do biurka swego sekretarza, dodał: