Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstrzymać się nie mogły od głośnego śmiechu. A wesołość ich doszła do najwyższego stopnia, gdy drzwi salonu otworzyły się. Gapa, postąpiwszy kilka kroków do środka salonu wrzasnął, że przybył:
— Rodin.
Niepodobna byłoby opisać zdziwienia dziewcząt i gniewu żołnierza, na tę niespodziewaną wizytę.
Przyskoczywszy co żywo do Gapy, Dagobert pochwycił go za kołnierz i zawołał:
— Któż to pozwolił ci wprowadzać tu obcych ludzi... mnie wprzód nie zawiadomiwszy?
— Daruj pan, daruj, panie Dagobercie! — wołał Gapa, rzuciwszy się do nóg i ręce wyciągnąwszy z miną równie głupowatą, jak pokornie błagalną.
— Precz... precz stąd i ty także... ty nadewszystko — dodał żołnierz z groźną miną, zwróciwszy się do Rodina, który już zbliżał się do panien, uśmiechając się, z bardzo łagodną minką.
— Uniżony sługa pański... — odezwał się pokornie jezuita, kłaniając się, ale nie ruszywszy się z miejsca.
— Panie Dagobercie — wołał Gapa niedołężnym głosem — daruj mi pan, żem tu wprowadził tego jegomościa, nie powiedziawszy wprzód panu; ale niestety! głowę straciłem, tak mi się w głowie pomięszało, z przyczyny nieszczęścia pani Augustyny...
— Jakież to nieszczęście? — zawołały natychmiast Róża i Bianka, żywo się zbliżywszy do Gapy, bardzo niespokojne.
— A czy pójdziesz ty mi precz! — krzyknął znowu Dagobert, wstrząsnąwszy Gapia za kołnierz, chcąc go zmusić do wstania.
— Panienki — pośpieszył się Gapa z odpowiedzią, pomimo dąsania się żołnierza — panią Augustynę napadła tej nocy cholera i zaraz ją...
Gapa nie mógł dokończyć, Dagobert rzucił się nań z pięściami.