Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z jasnym, skupionym umysłem wracałem do domu, z pełną świadomością, że zaszła zmiana w mojem życiu i to tak gwałtowna, iż droga, widok i ustroń moja nabrały całkiem nowego wyglądu. Gdy stanąwszy na moście, spojrzałem w ulicę, zatrzymał się mój wzrok na pewnej, młodzieńczej postaci — tej chwili nigdy nie zapomnę!
Był to mężczyzna wysoki, szczupły, szedł krokiem niepewnym, jak ktoś, kto czeka lub szuka kogoś czy czegoś. Spojrzał na mnie bystro i dostrzegłem, że zadrżał, w chwili, gdy mnie poznał. Ale wnet opanował się, wyprostował, przeszedł ulicę na poprzek i skierował się wprost na mnie. Przybrałem postawę obronną i słyszałem się już mówiącego wesołym, swobodnym głosem: — Dzień dobry, mój chłopcze!
Teraz, gdy oddzielała nas niewielka przestrzeń, zauważyłem te oznaki zdeklarowania, którego się najbardziej obawiałem. Kapelusz nie był na jego głowę, siedział na niej jak gdyby był z kogoś innego, spodnie fałdowały mu się brzydko a kolana opadały znacznie niżej; całe ubranie wyglądało niezwykle ubogo... cechując wewnętrzny i zewnętzny upadek; typ: kelner bez posady. Obecnie mogłem już i twarz dojrzeć, twarz dziwnie chudą a w niej widzę jego oczy... te duże, niebieskie oczy, otoczone błękitnemi białkami... To on!
Ten zdemoralizowany, przeżyły młodzian był niegdyś aniołkiem, który miał taki rozkoszny uśmiech, że odrzuciłem precz wszelkie teorye o na-