Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zywają słodkiem drzewem. — Nie! — przeszła obok paproci a zatem pochodziła ze wsi. Podeszła pod krzak jałowca. Zaczynałem rozumieć: zapewne nałamie jałowca, bo to dziś sobota — pomyślałem. — I to nie! zbliżyła się rzeczywiście do jednego krzaka, ułamała nawet gałązkę ale poszła dalej. — Chyba natnie suchych gałęzi i zgotuje sobie kawy? Najpewniej! Gdzież tam! pnie się dalej aż na sam kraj lasu. Tu przystanęła i zdawała się mierzyć okiem najniższe gałęzie, bardzo gęste i zielone!.. W tejże chwili uczyniła ruch głową, poczem powiodła oczyma za czemś w powietrzu — musiał to być ptak jakiś, sądząc po ruchach jej; gdy podleciał w górę, ona pochyliła szyjkę temi samemi staccato ruchami, jak pliszka, kiedy lata, której lot wydaje się peryodycznem rzucaniem się w dół.
Wreszcie poczęła zdradzać się ze swojemi zamysłami: lewą ręką ujęła za gałąź i pomaleńku odrębywała. Ale dlaczegóż świerkowe gałęzie? Używa się ich przecie tylko przy pogrzebach a dziecko nie jest w żałobie. Uwaga: nie musi koniecznie należeć do rodziny zmarłego! — Zupełnie słusznie! — Gałązki są za małe na miotły lub do wysłania sionki a na podłogę w izbach używa się u nas tylko jałowca. — A może ona pochodzi z Dalarne, gdzie używają świerka zamiast jałowca?... Wszystko jedno! — Teraz następuje coś nowego. Na metr przeszło od dziewczynki podnoszą się nagle najniższe gałęzie dużej sosny i ukazuje się ogromny łeb — krowa wyciąga szyję — widzę to po otwartej gębie i w tył od-