Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuchacz. Gdy było ciaśniej, przyjemność mi sprawiało otrzeć się łokciem o jakąś ludzką istotę.
Nienawidziłem ludzi nigdy, raczej przeciwnie, lecz bałem się ich niemal od urodzenia. Byłem tak dalece towarzyski, że nie przebierałem w znajomościach; dawniej już uważałem samotność jako ciężką karę, czem też może się stać. Pytałem się bowiem przyjaciół, którzy pewien czas w więzieniu spędzili, co im najbardziej dokuczało a wszyscy odpowiadali: samotność. Szukałem swojego czasu samotności, czyniąc jednak w duchu zastrzeżenie, iż będę miał prawo odwiedzić znajomych, gdy mi przyjdzie ochota. Dlaczegóż więc tego nie czynię? Nie mogę, gdyż, idąc do nich po schodach, mam uczucie jak gdybym był żebrakiem i od dzwonka się cofam. Wróciwszy do domu, jestem zadowolony, tem bardziej, gdy wyobraźnią przechodzę to, co, o ile mi się zdaje, usłyszałbym, przestąpiwszy próg domu. Ponieważ myśli moje nie snują się drogami innych ludzi, drażni mnie prawie wszystko co mówią i niewinne czasem słowa wydają mi się szyderstwem.
Jestem przekonany, że przeznaczeniem mojem jest być samotnym i że mi z tem najlepiej — pragnę w to wierzyć, inaczej byłoby to wszystko zbyt ciężkie do zniesienia. A w samotności przeładuje się niekiedy mózg i grozi wybuchem; to też należy bacznie obserwować samego siebie. Usiłuję tedy utrzymać równowagę między dowozem i wywozem: co dzień muszę dać odpływ myślom pisząc a przez