Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że własna to jego wina — mała stąd pociecha; zresztą, gdzież pewność, że on winien? Wszystkich tych sztuczek, należących do kupiectwa nauczyli go jego chlebodawcy i nie widział w nich nic złego. Nierozsądek — oto powód a nie wina.
Pytałem się w duchu, co mnie to wszystko obchodzi właściwie? Może należy cudze cierpienia brać na siebie?... a trafiają się też często, właśnie, gdy staramy się uniknąć ich przez osamotnienie.
Tymczasem dopełnił się los kupca. Doznałem pewnej ulgi, widząc sklep zamknięty... wreszcie już się skończyło. Ale kiedy znów otwarto i poczęto wypróżniać szuflady, ruszać półki i przerzucać wszystkie te liczne drobiazgi, przeważnie poniszczone, doznałem uczucia, jak gdybym był świadkiem obdukcyi. Ponieważ miałem znajomego wśród zajmujących się masą, zaszedłem do sklepu i wszedłem do małego pokoiku za słupami. Tu więc staczał walkę. Aby zabić czas i uniknąć przeklętych nudów, pisał mnóstwo fikcyjnych rachunków. Pozostawił je tu; brzmiały one na imię księcia Hohenlohe, Feliksa Faure’a, nawet księcia Walii.
Znajdował się tu również pakiet ogłoszeń pisanych o „prima“ kawiorze, „prima“ kawie — wszystko było „prima“ — ogłoszenia te nie doczekały się druku, naturalnie.
Widziałem go oczyma duszy, jak stał przed pul-