Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hm... myślałam... wiem przecie, że panowie bywają czasami wybredni.
— Od dawna odwykłem od tego!
Spojrzała na mnie zdziwiona, jak gdyby słyszała o mnie coś zgoła przeciwnego.
— A wikt? Smakuje panu?
— Wikt? nie uważałem nawet — więc widocznie jest znakomity.
I był taki rzeczywiście. A wogóle, cala usługa była niezrównana. To nie była właściwie usługa lecz opieka niemal, jakiej nigdy dotąd nie zaznałem. Życie płynęło mi spokojnie, gładko wśród życzliwego otoczenia a chociaż od czasu do czasu budziła się we mnie ochota porozmawiania z gospodynią, zwłaszcza gdy ja widziałem stroskaną, pokonywałem pokusę; gdyż bałem się mieszać w cudze sprawy, powtóre chciałem uszanować tajemnicę jej życia. Wolałem zachować stosunek bezosobisty i dla nastroju mego lepiej było, aby przeszłość jej pozostała w ciemnym mroku. Jeżelibym poznał jej dzieje, natychmiast przybrałyby meble inny charakter, nie ten jaki im nadałem i rozwiałaby się moja pajęcza przędza; krzesła, stół, szafa, łóżko stanowiłyby kulisy w jej dramatach, które mogłyby znów począć się rozgrywać. Nie, teraz stały się te rzeczy moją włsnością, powlokłem je pokostem swego ducha i dekoracye mogły tylko być użyte do mojego dramatu. Do mojego!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .