Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pogadanki stawał się rzeczywiście w wysokim stopniu młodzieńczy.
Już na tem pierwszem zebraniu spostrzegłem, że przyjaciele moi wcale się nie zmienili i to mnie zdziwiło bardzo, ale zarazem odkryłem, że już nie byli tak skorzy do śmiechu jak dawniej i przestrzegali pewnej oględności w wyrażaniu się. Nauczyli się cenić moc słowa i jego wartość. Życie nie złagodziło ich sądu lecz, rozum wykazał im że wszystkie słowa wracają do nas napowrót; dlatego też doszli do przekonania, że ponieważ ludzie nie lubią całych tonów, należy używać i półtonów, zwłaszcza, gdy chodzi o wyrażenie swego sądu o kimś drugim. Obecnie jednak popuszczono sobie cugli, przestano odważać wyrazy, nie okazywano szacunku dla utartych pojęć, puszczono się galopem i niebawem zjechano z drogi ale właśnie było to zabawne.
Potem nastała pauza, kilka pauz a wreszcie zapadła przykra cisza. Ci, którzy najwięcej mówili, doznali niemiłego uczucia, jakoby powiedzieli za dużo. Poczuli, że w ciągu tych upłynionych dziesięciu lat, ten i ów ponawiązywał nowe stosunki; nowe, nieznane interesa stanęły między nimi, dzieląc ich od siebie. Ci, którzy mówili szczerze, uderzali się o ukryte rafy, deptali niejako po grządkach, co łatwo mogliby spostrzedz, gdyby byli zwrócili uwagę na spojrzenia, które gotowały się do odparcia i obrony, na drganie kącików ust, kiedy wargi cofały jakieś niedomówione słowa.