Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Heading zrazu wzruszył lekceważąco ramionami; jednak, gdy po chwili wąska tulejka palącego dymu liznęła mu rękę, opuścił na ziemię siekierę i cofnął się przed atakiem. Mimo to, jeszcze parę razy ponawiał próby przekopania wsi, lecz zawsze z podobnym wynikiem; dymy zajadle broniły nietykalności miejsca.
Wtedy przez jakiś czas zdawało się, że Ben odstąpi od pierwotnego zamiaru; przestał bowiem kopać i wogóle nie zbliżał się do osady. Lecz z zaciętych ust przeglądało silne postanowienie. Heading należał do rzędu ludzi, którzy nie łatwo ustępują. Teraz może szło mu już nie tyle o samo złoto, ile o chęć przełamania przeszkody, która dla mnie miała charakter czegoś tajemniczego, dla niego była tylko krnąbrną przekorą przypadku. Zresztą, może z czasem i u niego nastąpiła zmiana w poglądzie na sprawę, może i on zaczął patrzeć trochę inaczej na swą walkę z dymami; lecz ambicja nie pozwalała przyznać się do tego, a poniesione porażki podżegały tylko zawziętość. Stał się małomowny i ponury, przestał mi się zwierzać z planami na przyszłość.
Przez kilka dni tedy nie drażnił przeciwnika, unikając bezpośredniego zetknięcia z chatami. Natomiast wykopał tuż koło zagrożonego domu coś w rodzaju zbiornika czy rząpu, do którego doprowadził sztucznym kanałem wodę z poblizkiego potoku. Praca ta ciężka, wykonana w pojedynkę zabrała mu dwa dni czasu. Lecz z wyniku był znać bardzo zadowolony,