Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

-— Nie będę się spierał o to, co dla mnie jest chimerą mistycznie nastrojonych mózgów. Grunt w tem, że amulet i tomahawk są ze szczerego złota i że jego pokłady zwietrzyłem w tej okolicy.
— Czy Czarny Puma rozpala ogniska pod wieczór? — zagadnął sędziwego stróża osady.
W odpowiedzi Puma dźwignął się ciężko z kamienia przed paleniskiem i odparł swym śpiewnym, trochę drżącym głosem:
— W chatach Kwapnasów palą się ognie dniem i nocą. Dymy ich wznoszą się nad osadą bez przerwy.
— Przekleństwo! — mruknął przez zęby Ben. — Więc to są dymy wieczyste. Nie będzie można wygodnie zbadać terenu.
— Więc Czarny Puma czuwa przy ogniskach dniem i nocą? — zapytałem zdumiony.
— Dymy nie żądają tego od Czarnego Pumy. Ostatni z pokolenia wojownik syci ognie dwa razy na dzień: gdy słońce wstaje z ponad wielkiej rzeki i gdy zachodzi poza czarne bory. Oto już nadszedł jego czas wieczorny. Puma idzie dołożyć świeżych gałęzi cedru, suchych krzów leszczyny i zbielałych kości. Potem pójdzie Puma złożyć utrudzoną głowę w wigwamie za osadą, bo we wsi zmarłych żywym spać nie wolno.
Ostatnie słowa wymówił starzec z naciskiem, dając nam do zrozumienia, że na nocleg we wsi liczyć nie