Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z Kappadocji i Pontu, białe turbany Arabów, powiewne płaszcze dzieci Sahary, Libji i Egiptu.
Od czasu do czasu morze głów rozpadało się na dwie kotłujące połowy, by środkiem przepuścić setnie legjonistów zstępującą w pełnym marszu od strony Nowego Miasta, lub oddział jeźdźców z prefektem w drodze ku Wieży Stratona. Potem znów obie pieneje zwierały się w jeden pstrokaty kłąb, co szumiał szmerem świątalnych modłów, porannych pozdrowień, prośbami wędrownych żebraków...
Zewsząd ciągnęły ku świętemu miastu tysiące pielgrzymów: cesarskim traktem od Sychem, Cezarei i Liddy z północy, gościńcem do Gazy z zachodu, drogą do Betleem i Morza Martwego z południa. Centurjonowie i naczelnicy straży przy bramach mieli dnia tego pracę nader uciążliwą, tem bardziej, że namiestnik przykazał surowo przestrzegać porządku i nie wpuszczać w obręb murów podejrzanych włóczęgów.
Zwłaszcza koło bramy zwanej Porta Antonia w północno-wschodniej części miasta natłok panował okropny. Blizkość cudownej sadzawki Betsaidy o pięciu krużgankach była tego przyczyną. Tysiące chromych, ślepych i porażonych dusiło się wkoło, czekając na swą kolej.
W czas bowiem święta zstępował do sadzawki Anioł Pański i burzyła się woda; kto zaś po jej poruszeniu zanurzył się i obmył schorzałe ciało, wychodził krzepki i zdrowy, choćby i jak ciężką był nawiedzony chorobą. Przeto cisnęli się tu ludzie najwięcej, hałasem okrutnym napełniając miejsce...
W jednym z zaułków Górnego Miasta, na zachód od pałacu arcykapłana Kajfasza stał budynek niepokaźny z wyglądu, obwiedziony starym, zwietrzałym już murem;