Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pędem rzucił się w głąb ulicy i w parę minut potem przeciskał się gwałtownie przez gawiedź ludzką, która półkolem otoczyła dom, tamując dostęp ratującym.
— Z drogi — krzyczał pół przytomny — Z drogi! Wpadł przez oszkloną werandę do płonącego wnętrza.
— Pani Stanisławo! — wołał, szukając jej po pokojach. — Gdzie pani?
Nie zważając na tumany duszącego dymu, ani na ogień, który już opanował prawe skrzydło willi, rzucił się najpierw w tę zagrożoną stronę.
Lecz tu jej nie znalazł. Osmolony, czarny od kopciu, z nadpalonemu włosami wydarł się płomieniom i wpadł przez przedpokój do sypialni. Tu zastał ją na pół omdlałą z przerażenia, przerzuconą bezradnie przez łóżko. Jej długie włosy o połysku miedzi, wymknąwszy się z uwięzi splotów, rozsypały się złotym płaszczem na poduszce.
— Jakżeś piękna! — zaszeptał, podając jej szklankę z wodą. — Jakżeś niezwykle piękna! Stacha otworzyła oczy i poznała go. Uśmiech tkliwy i słodki rozjaśnił jej cudne rysy:
— Drogi panie!
I wśród huku płomieni, wśród kłębów dymu oddała mu się w niewysłowionej rozkoszy.
Pijany szczęściem, uniósł ją w ramionach przez okno i złożył lekko, ostrożnie, jak dziecko, na murawie parku poza willą...
Tymczasem przybyła w krytycznej chwili straż ogniowa ocaliła dom, dzięki sprawności i energji strażaków, udało się ochronić „Goplanę“ od zupełnej zagłady. Szkody, poczynione przez ogień, poprawiono w ciągu kilku tygodni, i w miesiąc po wypadku piękna wdowa mogła przyjmować gości jak dawniej w swym pysznie urządzonym salonie.