Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bokie i potężne, jak potężnemi były cierpienia, przez które przeszedł. Zimnemi oczami wpatrywał się w przestrzeń i widział w niej wojnę scytyjską, nieznaną światu walkę na śmierć, która się z polskiej wywinęła nędzy. Zagasły w nim wszystkie wspomnienia i została jedna tylko żądza: — stanąć w szeregu, słuchać rozkazu.
Te uczucia, a nadto obawa rewizyi, podniecenie i lęk pani Odrowążowej, ażeby nie wpaść teraz w ręce władzy, sprawiły, że zgodził się wyjechać niezwłocznie. Salomea go nie wstrzymywała. Przeciwnie, — zachęcała. Cichy uśmiech błąkał się około jej zaciśniętych ust, gdy go zachęcała do tego wyjazdu... do partyi... Mówili ze sobą o mądrym, przebiegłym, twardym i nieustraszonym wodzu, który przecie jest gdzieś na tej ziemi, Napoleon z duszą Machnickiego. Mówili o wielkiej bitwie, która zgładzi i zniweczy niewolę, wszystko bolesne odkupi, nagrodzi rany poległych i bohaterską ich śmierć. Cóż znaczy dostać kulą w łeb, jeżeli to się stanie, — i dla tego, aby się stało? Czyliż nie będzie to szczęście najwyższe skonać na placu odrodzenia z tej hańby?
Opowiadał o pewnym pomniku w Paryżu, na którym wyobrażony jest żołnierz umierający, który ostatnim uściskiem objął lufę armaty i na niej kona. Mówił jej o niepojętym ogniu, który jego duszę na widok tego spiżowego żołnierza zawsze przenikał. Była to radość. Teraz taka właśnie doskonała radość w nim jest, gdy ma iść znowu.
Oczy panny Salomei z płomiennie czarnych stały się matowe i szare, gdy na niego w osłupieniu patrzyła. Księżna nie zostawiała teraz obojga sam na