Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! To, co oni czynili, nie jest godne przekleństwa.
— Mój syn musi sobie przypomnieć, że nie jego to rola terać się w zgniłych barłogach, ukrywać w sianie, — że on jest — pan — i z rodu — książę!
Salomea dosłuchała się w mowie swej pani ostatniego akcentu i zrozumiała go. Zacięło się w niej coś, jakgdyby zamek, do którego klucza już nikt nigdy nie znajdzie. Milczała. Znikł dreszcz i tylko jednolite rwanie bólu w sercu samo jedno zostało w jestestwie. Słuchała jeszcze, gdy księżna mówiła:
— Ty jesteś moje drugie dziecko... Moja jedyna! Nigdy, przenigdy o tobie nie zapomnę. Na śmiertelnem łożu będę pamiętać twoją twarz i twoje imię. I on — wierz mi, kochana! Będzie o tobie, jak o najdroższej pamiętał. Nie ja to będę, którabym przeciwko tobie słowo do niego powiedziała. Skarz mię Boże, jeżeli nie mówię prawdy! Ale masz obowiązek. Wychowała cię pani Rudecka, matką ci była, gdyś tu została sierotą. Czy nie? Czy nie była ci matką i opiekunką?
— Tak.
— A teraz ona jest sierotą, najbiedniejszą z ludzi, matką pobitych synów w tym pustym domu. Czy miałabyś serce opuścić ją samą, gdy na twojej głowie stoi cały ten dom i gospodarstwo?
Salomea zdobyła się na męstwo i zapytała w szaleństwie swej beznadziejności:
— Czy ja nie mogłabym się przydać na co w tej włoskiej podróży?