Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domość, odczuwanie ciemności, wzrok i słuch. Sama jedna zastąpiła wszystko. Z westchnieniem nienasyconej rozkoszy przytuliła się cała, wzdłuż do tego człowieka, którego tak kochała! Na szept odpowiadała szeptem, na każdy pocałunek pocałunkiem, na każdą pieszczotę pieszczotą. Stała się, jak nie wiedząca fala morza, która tonie w innej fali, — jak powiewny obłok, który się w inny obłok zamienia, — jak gałązka drzewiny, co się posłusznie za wiatrem kołysze, nie wiedząc w jakiem miejscu i czemu. Rozwiązały się wszystkie myśli, ustała trwoga przed rozstaniem i straszliwe zagadki proste znalazły wytłomaczenie. Poczęła coś mówić o myślach, które ją prześladowały, gdy się sama jedna tarzała po łóżku w tamtym pokoju. Na pytanie, czemu oddawna nie przyszła, skoro się bała tak bardzo i martwiła tak głęboko, nie znalazła odpowiedzi. W istocie, wydała się sobie głupią i tchórzliwą. Poznała tę chwilę swego życia, jako szczęście bez granic, bez miary, bez początku i końca. Oto ta chwila rozstrzygnęła wszystko. Podłożyła prześliczne ramiona pod głowę ukochaną, przygarnęła do siebie tego człowieka odebranego śmierci i kołysała go na czystem łonie, jak niedawno kołysała samą chwilę miłosnego szczęścia obcowania z nim pod jednym dachem.
Odrowąż, poczuwszy rękami jej twarde, jędrne ciało, — dziewiczą piękność jej bioder, piersi, ramion i nóg, — ogłuchł i oślepł, stracił rozum i oszalał z rozkoszy. Zdawało mu się, że umiera. Istność jego zatonęła w niej i znikła, jako odrębny byt. Wtulił się w nią i przeistoczył w samo szczęście.