Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żelaznym jego potężne ramiona. Zimnym podmuchem próbował jego serca mężnego, co jako dzwon spiżowy biło w żebra mocarne. Chwytał w uścisk lodowy jego ręce ogromne i grube, jakby go chciał wyciągnąć w krańce globu ziemskiego. Wicher morza w cieśnie żył się przeciskał i ogień krwi w płomień żartki rozdymał. Wielkie nogi mięsiły ponownie wiślaną mierzeję. Ręce znowu imały stylisko topora. Zawijał rękawy koszuli i na czele swych cieślów, stolarzy, kowali, uszczelniaczów, traczów, mosiężników, szklarzów i powroźników pracował od świtu do nocy.
Pasya do podróży i odkryć już go była wielokrotnie popchnęła do sprzedaży swej wiedzy żeglarskiej i siły fizycznej obcym potencyom: — skandynawom i danom. Chodził w cudzem chomącie i obce sprawy popierał. Pod cudzoziemską banderą nieznanych lądów dosięgnął w ciemnicy północnej. Wiedział dobrze, wyuczył się pilnie w tych drogach, jaki statek mieć trzeba, doświadczeniem tysiącznem zrozumiał wady i zalety okrętu, znał się na wartości spojenia każdej deski z kadłubem, na grze żagli, mocy putek, okuwających stopy masztrów i boki pokładu, na taklu i rudle. W burzach strasznych i przeraźliwych poświstach wichury pobratał swą siłę z pomocną potęgą każdego kawałka dębiny, każdego zwoju wielkiego kordela, liny do rozciągania i zwijania podalów żaglowych, z każdem zazębieniem drzewa w drzewo, moc oporu wytrwania rodzącem, i z wiernością żelaza wtłoczonego w miąższ drzewa. Piersi jego stękały wśród borealnej zawiei, a żebra sciskało od rzutów w przepaście odmętu i w niebo, jak stękają wręgi i bale, ster i maszty, reje