Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dyabłu duszę zaprzedam!
— Wstawaj-że, naga pieśni! Odpowiedz!
Dajcie odpowiedź ludzie półnadzy Bytomia! Półnadzy ludzie Bytomia w knechty, galeą i korazuną okute pierś o pierś uderzali. Półnadzy ludzie Bytomia brony na ścieżaj otwarli. Z drzewcem w dłoni skrwawionej szli na wytrwaną z knechtami.
I rzecze cesarz do księcia polskiego, iże skłamał! »Nieprawdą jest, jakoby ten lud można złamać«.
Każe cesarz zwinąć chorągwie i od Bytomia odstąpić. Pociągnie zasie nad Odrę, pod Głogów. Każe cesarz zakładników i syna wojewody do machin oblężniczych przywiązać i na pierwsze ciosy obrońców grodu wystawić.
Raduj się serce potomne!
Nie oszczędzili głogowianie własnych synów. Toczyli z wałów wielkie młyńskie kamienie, a wrzącą smołą zlewali głowy braci, ukropem wyparzali synów oczy.
Patrzy polski królewic w dziwowisko, a postrach włosy mu jeży. Pada na jego czoło dostojna krew zakładnicza. A śmierć wojewodzica po nocy go ze snu zrywa.
— Szczekaj jeszcze!
— Alboż się cesarz nie uląkł widoku? Alboż spod Głogowa nie uszedł? A gdy pod Wrocław odciągał ze zbiedzonemi hufcami, rwał go jedynowładca polański pradziadowskim wzorem, szarpał go dniem-li, nocą-li, niweczył jego posiłki.
Niemasz brodu, gdzieby go nie dopadł i nie bił, — niemasz błota w puszczy, gdzieby się, jako wilk nie