Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dym długiemi smugami płynie nad lasy. Jary ogień w bystrych się rzekach przegląda. A brat młodszy z końca świata, od sinego morza, zza dziewiątego jeziora, zza borów ciemnych, jako późna noc, zza rzek głębokich, jako ludu boleść, przypadnie.
Złote szyszaki jego wojenników zabłyszczą, jako zorza wschodząca między wysokiemi górami, — zajaśnieją, jak słońce po tamtej stronie gór, i spadną, niby połysk piorunu w niskie morawy.
Starszy brat stracił dzielnicę za to, że wrogi na ojczystą ziemię sprowadza.
Dosiądzie wówczas starszy brat najściglejszego bieguna i wbije długie ostrogi między jego żebra zdyszane.
Zapuścił na gębę szyszak głęboki i cwałem, wskroś ciemnej nocy poskoczy do stóp niemieckiego cesarza. Padnie do stóp majestatu i wielką go poprzysięgnie przysięgą, żeby wojsko gromadzić i na polskiego uderzyć.
Zmiłował się niemiecki cesarz nad zbiegiem.
Zgromadził wojsko niemałe i znowu na Śląśko, pod Bytom pociągnął.
Dym długiemi smugami znowu płynie nad lasy. Jary ogień w bystrych się rzekach przegląda.
Zahuczał Zbigniew Włodzisławic, od wielkiego gniewu szalejąc:
— Alboż i ja nie jestem ze krwie Chrobrego praszczura? Alboż nie ja powinienem całą władać puścizną? Moja jest ziemia! Tu w tej piersi nieszczęsnej serce nosiłem dziadowe! Czyny dziada w tym mieczu zaklęte gnuśnieją. Moja jest ziemia dziadowa! Zabiję! Z dyabłem się sprzęgnę!