Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszłe wieki stały przed nim naściężaj jako zamek potężny w ruinie...
Wstał Zbigniew Włodzisławic z legowiska.
Posępny stanął przed bardem:
— Na co mi przed oczy praszczura wywłóczysz?
Sam wiem dobrze, bajczarzu!
Śmieje się bajcarz gorzkim swoim śmiechem.
— Sam wiem! Sam w sobie go noszę, jako duszę swoją! On — to ja sam. Tu go noszę!
Pięścią się w piersi królewskie uderzył.
Nie słucha pieśniarz. Lirę nastroił, zakręcił korbę. Jęły jego palce po ośmiu trzpieniach przebiegać.
— Był, — wierę, — za wysokiemi górami, za borami, za lasami, za siedmią jezior, za siedmią rzek gospodzyn niełacny, książę nieposkromione, królewski nieprawy syn.
A miał zasię książę ten brata młodszego, syna słowiańskiej kniehyni.
Ten zasię był prawy królewic.
— Milcz, smerdo! — porwie się Zbigniew.
Lecz nie zamilkła pieśń. Wieszczek uśmiechem wyniosłym odgarnia wojennika na stronę.
— Azaliż jednej matki wypiastowało ich łono?
Czyliż nieprawdę wieść powiada. Ciasno im też było oboma w łonie jednej ojczyzny. Skoro młodszy do Rusa, starszy do Niemca.
Skoro jeden do Hunna, drugi do Czecha. Raz się jeno zgodzili, gdy starego ojca jęli na spółkę osaczać, ścigać, wygryzać.
Aż go wygnali z dziedziny.
Drugi raz się zgodzili, by Bolesława nieszczęśli-