Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To też dziecko, przyzwyczajone do obracania się wśród sołdatów, przesunęło się wśród nich i wychyliło na dziedziniec. I tam nikt wędrowniczki nie zaczepił. Pobiegła przed siebie i trafiła na gruzy zburzonego, czy spalonego domu. Tam to były tysiące tysięcy rzeczy do oglądania i przetworzenia ich na materyał artystyczny! Zosia brodziła po ruinie, rozkoszując się jej widokiem, opowiadając sobie samej wymyślone historye, bajkę prześliczną, złożoną z najrozmaitszych elementów. Była wędrowną dziewczynką, którą niedźwiedź zaczarowany zaprzęga do roboty. Myszka pomocnica dzwoni po nocy cichym dzwoneczkiem, a straszny niedźwiedź ciska z pieca ciężkiemi polanami. Polano tu, polano tam! Buch! Chybił — chacha! Właśnie w tej norze piwnicznej, pełnej błota i czarnej sadzy, dokąd po resztce schodów zstąpiła, siedzi niedźwiedź zaczarowany... Wydobywszy się stamtąd przez wyłom w grubym murze, szła po kupach cegieł i kamieni kryła się za zwęglonemi belkami przed babą-jagą i uciekała pustemi dziurami, błędna księżniczka zaklęta. Gdy się skończył pierwszy spalony dom, tryumfalnie wstąpiła w gruzy drugiego. Jakże wszystko w takiej ruinie było interesujące! Tajemnicze izby, niespodziane pieczary, osmalone korytarze, fantastyczne otwory na świat i przedziwne kształty zwalonego gruzu. Każdy z tych domów był sam przez się istotną, czarującą bajką. Wszystko tam było nierzeczywiste, na nic nikomu, wywrócone na nice, artystyczne, właśnie jak wyobraźnia dziecięca. Zosia dorabiała raz taką, drugi raz inną baśń do tej sceny tajnej i groźnej, po której stąpały jej