Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzysty żołnierz stanął w nich i dał znak, żeby iść za nim Pan Granowski czuł, że blednie i omdlewa. Jeszcze chwila i runie do nóg tego sołdata, będzie całował przyszwy jego butów, z błaganiem o litość. Ale wtedy właśnie, jakoby z martwej, litej ściany wyszedł obraz konającego Włodzia Jasiołda. Z tego obrazu wionęła myśl:
— A ja przecie mogę stać! Ja mogę iść na mocnych twardych, sztywnych, sprężystych nogach. Mogę wyprostować grzbiet i zadrzeć hardo łeb, żeby nikczemny wróg widział, jak się w Polsce umiera, — żeby drżał, patrząc na pogardliwe męstwo!
Łzy wzniosłe zaćmiły oczy:
— Bóg zapłać, Wódziu, żeś nauczył! Bóg zapłać, żeś nie opuścił! Za ciebie, dziecko!
Pan Granowski wyprostował się, jak struna, przybrał wspaniałą postawę, wrzucił monokl w oko, żeby się nie potknąć na drodze, i poszedł za sołdatem. Ten go przeprowadził przez sień i chciał ująć za rękę, gdy wychodzili na dziedziniec po paru kamiennych schodkach. Ale delikwent brutalnym gestem odtrącił dłoń żołdaka. Skądś wyszli ci sami z karabinami, którzy go ze stacyi gnali do tego miejsca. Z eskortą przyszedł do drewnianej huśtawki. Ktoś z eskorty przystawił stołek. Żołnierz, tyłem do skazańca zwrócony, wskoczył na ów stołek i zarzucił postronek na hak, w górną belkę wkręcony. Gdy się zsunął ze stołka, pan Granowski zobaczył twarz tego pracownika. Niebieskie, szczere, przezroczyste oczy, twarz głupia, niemal poczciwa. Jakiś uważny i troskliwy pedant. Ten to pedant podprowadził skazanego i rozkazują-