Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziwów żołnierskich i nie kaprysiła nigdy. To też, gdy jej „dziadunio“ kazał w tym pokoju czekać na siebie i zapewnił, że wkrótce wróci, została bez prostestu. Chytra mucha pochłonęła tak dalece jej uwagę, że wszystko, co do niej mówiono, poczytywała za przeszkodę w jedynej godziwej czynności. Gdy pan Granowski wyszedł, z całkowitym zapałem poświęciła się ognistemu polowaniu na zwierza.
Z sieni, gdzie stali żołnierze z karabinami u nogi, pan Granowski poszedł za swym przewodnikiem na piętro tej skromnej kamieniczki. Otwarto przed nim drzwi i wpuszczono go do sporego pokoju. Zobaczył stół w głębi i siedzących przy nim wojskowych. Zmierzył ich okiem i przyszedł do przeświadczenia:
— Sąd.
Byli to starzy żołnierze, podoficerowie i oficerowie. Przewodniczył człowiek łysy i dość otyły ze smutnemi oczyma i wyrazem ust, który trudnoby było określić. Ten oficer niewymownie podobał się podsądnemu. Były to rysy, świadczące o wyższym, o nadzwyczajnym rozumie człowieka. To też pan Granowski pomyślał, a raczej westchnął z głęboką ufnością:
— Ten mi napewno żadnej krzywdy nie zrobi!
Kazano mu zbliżyć się do stołu i zaczęto po niemiecku zadawać pytania, co do nazwiska, wieku, pochodzenia i tym podobnych szczegółów. Wnet przystąpiono do spraw poza frontem, do wizyt u generałów i gubernatorów moskiewskich, do przedsiębiorstw kolejowych i naftowych, a szczególniej ciekawie indagowano co do obecnej posady w kopalni nafty. Stary pan nie wszystko rozumiał, gdyż dość słabo