Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mały, mały, mały, mały, — duży! — mały, mały!... Już przeleciał! Teraz już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy, już jedziemy. I ja też, i ja też, i ja też, i ja też, i ja też!
Jak w nocy woła „mała stacya“, jak z głębi nocy huczy „ciemny las“, jak pociąg świszcze przed „wielką stacyą“, już Zosia, mimo szczerego zachwytu, nie słyszała, bo jej się oczy zamknęły i przenajdroższy sen, szczęśliwy, twardy, bezdenny, zapewne dokończył stokroć lepiej, niż „dziadunio“, piękną bajkę o pociągu.


Z twardego snu obudziło starszego pana mocne szarpnięcie za ramię. W półbrzasku dnia, wdzierającego się przez grube szyby do wnętrza przedziału, zobaczył schyloną nad sobą czapkę z bączkiem i pod dachem czapki jakąś wąsatą gębę. Gdy podniósł głowę, spostrzegł, że jeszcze dwu innych stoi w przedziale, a czwarty zatarasowuje drzwi. Ten, który go budził, rozkazywał wstawać natychmiast. Pan Granowski zoryentował się, że pociąg stoi, zapytał tedy po niemiecku, co to za stacya, ale nie otrzymał odpowiedzi. Gdy go powtórnie poczęto nagabywać w sposób marsowy, żeby się co prędzej podnosił i wychodził, wdział ubranie i pomógł Zosi w naciąganiu pończoszek, zapinaniu guzików i wiązaniu rozmaitych tasiemek. Bardzo prędko byli obydwoje gotowi. Ująwszy walizkę, pan Granowski wyszedł, prowadząc dziecko za rączkę. Przy stopniach wagonu sypialnego stało sześciu żołnierzy z karabinami. Wąsal objął nad