Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cygara, począł uważnie czytać zapis. Pan Granowski stał w otwartych drzwiach przedziału i przypatrywał się Śnicy. Żeby go lepiej widzieć, wprawił w oko monokl. Myśli ociężałe wlokły się poprzez jego czaszkę, ni to obłoki martwe w ten jesienny, nocny czas przez ciemne niebo. Oto już załatwione, załatwione wszystko. Prawie wszystko. Dożył chwili tryumfu. Wygładził i wyprostował ścieżkę życia. Mężnie poszukał tego wroga. Nie boi się go i zagląda mu w źrenice. Męstwo, cisza i spokój w piersiach. Prawie wszystko już załatwione... Błędnie i sennie dumał, iż trzej przeczyści aniołowie stoją z nim ramię w ramię. Jakże skromny jest, jak bez okrasy i efektu ten tryumf! Nic w nim niema, prócz męstwa, ciszy i spokoju, które o sobie nie chcą dać znać ani jednym znakiem. Cały ów tryumf, to jak oddech swobodny przeczystem powietrzem w górach. Lecz, — o, wszechmogący Boże! — jakże po stokroć za ten oddech warte było zapłacić milionami. I w głębi swego serca stary człowiek za łaskę przeprowadzenia tego dzieła błogosławił Boga.
Pociąg gnał szybko w nocy, kołysząc się na jakowychś pochyleniach, lukach szyn i zwrotnicach małych stacyjek. Monotonne światło elektryczne lśniło w klamkach i okuciach metalowych, w zakolorowanych szybach, w gładkiej politurze drzewa, w ścianach drzwi i sufitu. Korytarzyk był zupełnie pusty. W głębi, na składanym materacu, wyciągnął się konduktor tego sypialnego wagonu. Zosia w głębi oświetlonego przedziału mocno i głośno poziewała.
Skończywszy czytać długi akt rejentalny, kapitan