Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ramiona objęły cement nadgrobny, a usta złożyły na nim pocałunek miłości wiecznej.


W pierwszych dniach września pan Granowski spotkał przypadkowo na ulicy służącą pani Śnicowej. Już kilkakroć zamierzał był zobaczyć się z dawną florencką znajomą i w tym celu chodził na ulicę Lubicz, ale zawsze bezskutecznie, gdyż pani Śnicowej nie było w Krakowie. Miesiące letnie spędzała wraz z mężem gdzieś na Węgrzech. Tych informacyj udzielił właściciel posesyi, w której pani Śnicowa miała swe mieszkanie. Teraz Wikcia sama podskoczyła do pana Granowskiego, dojrzawszy go na ulicy. Ucałowała po krakowsku jego rękę i wyrecytowała, że pani już wróciła, a pan tam został, gdzie byli w lecie, na Węgrzech, że Staś jest zdrów, pan to samo, pani to samo, a w tych Węgrach takie przecie straszne gorąco, że jej-jej, — w polach mak sieją, wino nazywa się bor, piwo r, wódka palinka, a dobry wieczór, to się mówi jona-pot, a — proszę pięknie — kerem-alasom, ale kapusta — to tak samo kaposta. Pan Granowski tegoż dnia udał się na ulicę Lubicz. Zastał matkę i dziecko w doskonałem, istotnie, zdrowiu. Zawiązała się długa, ożywiona i serdeczna rozmowa o przygodach ubiegłego roku. Pan Granowski barwnie opowiedział swoje przypadki debrzowskie i wędrownicze, a gospodyni — swoje. Okazało się, że porucznik Śnica po wyzdrowieniu, — (chociaż jeszcze chodził o lasce), — dostał awans na kapitana i posadę zafrontową dyrektora obozu jeńców na Węgrzech, w