Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który będzie stryczek zakładał, pomyśli, że to ze strachu. Oficer, który mu czytać będzie wyrok, roześmieje się z męstwa polskiego młodziana. Więc leczył się forsownie, jadł dużo i łapczywie, usiłował spać na oba uszy, od wieczora do świtu, ażeby nabrać tęgości w kolanach, żelaznej w lędźwiach siły, żeby po dawnemu i po swojemu wyprostować się w krzyśu, stanąć, jak struna, i twardo, wyniośle, hardo wznieść czaszkę na tym karku, który ma ścisnąć pętlica. Tymczasem, — o niedolo! — z dnia na dzień gasły siły, uciekało w jakąś przepaść serce w piersiach, nikło ciało przedramienia i łydek, a sama jedna goła kość kantami i prostokątami wyrzynała się z pod zeschłej skóry. Na nogach o własnej sile ani przez sekundę nie mógł się utrzymać. Kręgosłup w kabłąk się krzywił, a głowa leżała na piersiach. W piersi zaś, zamiast swobodnego oddechu, świst metaliczny. W kaszlu strzępy błon i tkanek, zamiast plwociny, odchodzą. Sen uciekł za dziesiątą górę i za dziesiątą rzekę z tej izby przeklętej i nigdy już prawie nie zamykał rozwartych powiek. Wytrzeźwione oczy patrzały w straszliwą grę szatana, który wygrał swą sztukę, i w ciągu nocy nieskończenie długich naśmiewał się z bezsiły polskiego harcerza...
W ciągu niedługiego momentu milczenia i rozważania pan Granowski zstąpił krok za krokiem w bezdenną Jasiołdową ciemnicę. Wejrzał w bezsenną noc jego cierpień straszliwych. A przepatrzywszy wszystkę jego niedoli zawiłość, wył w sobie z wściekłości na myśl, iż oto wszyscy w narodzie starzy, dojrzeli i szczwani, splotami swych nędznych, niewolniczych,