Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczę, proszę pana, daję na jego ręce ten pugilares z pieniędzmi.
— Jakto? — zakrzyknął oficer surowo, lecz dość niezdecydowanie.
— Na dowód, że nie uszkodzę tych papierów, wręczam panu, jako kaucyę, połowę mego majątku. Chodzi o to jedynie, żeby nie uszkodzono tych pamiątek.
Oficer obracał w rękach pugilares, a wreszcie łaskawym ruchem wpuścił go do bocznej kieszeni swego płaszcza.
Nu, ładno... — rzekł, biorąc z rąk żołnierza plik papierów Nienaskiego i wręczając go staremu panu.
Gdy się ta rozmowa toczyła, już ludziom gruntownie zrewidowanym pozwolono odejść i zbliżyć do ognisk pogorzeli, to też nikt z nich tej rozmowy nie słyszał i manipulacyi nie widział. Oficer wytarł znowu swe binokle i uprzejmie spytał pana Granowskiego łamaną polszczyzną, co zamierza ze sobą robić.
— Przedewszystkiem muszę się umyć...
— Słusznie, — rzekł tamten, patrząc z ordynarnym śmiechem na brudną twarz rozmówcy.
— Później chciałbym wyrobić sobie prawo przejazdu do jakiego miasta.
— Do jakiegoż miasta?
— Naprzykład, do Lwowa.
— Och, zaraz do Lwowa... Ale zobaczymy. Może...
— Przedewszystkiem jednak chciałbym mieć prawo poruszania się tutaj ze swobodą.
— Gdzie?