Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że pani musi mieć gorączkę z jakiejś malaryi, czy influency.
— Być może. Ale tu wszyscy mamy gorączkę.
— Ja już nie mam. Więc to ja wezmę pod płaszcz tę małą. Zresztą wyjdziemy stąd wszyscy niedługo.
— Dokąd?
— No, na świat.
— Między tych zbójów, Moskali?
— Trudna rada.
Zaraz też, już teraz nieustraszenie, pan Granowski wydostał z walizki resztę pieczonego kurczęcia, kromkę chleba z masłem, kawałek cukru, — i wręczył te przysmaki dziewczynce. Przyjęła je z pewnem ociąganiem się, ale przyjęła. Gdy się zabrała do ogryzania nogi kurczęcia, otulił ją swym obszernym płaszczem i ogrzał ciepłem własnem. Dziecko, posiliwszy się dobrze, usnęło w jego objęciach. Zarazem ciepło maleńkiego ciała, czy szybkie bicie maleńkiego serca, rozkosznie upajało opiekuna. Dbał o wygodę snu małej wygnanki. Gdy się budziła dla naturalnej potrzeby, pieczołowicie ją wysadzał, a później otulał płaszczem aż po szyjkę i przygarniał do siebie. Dziewczynka przez sen, w nagłych przecknieniach, szukała, widać, swego poprzedniego opiekuna, rosyjskiego żołnierza, gdyż paluszki jej, błądząc po twarzy pana Granowskiego, trwożliwie drżały, usta szeptały niespokojnie: — „Michajło! Michajło“, — a z piersi wydzierał się ludzki, niezmierny dla tak małej piersi, zaiste, sędziwy jęk. Ale kamienny sen, szczęście dzieciństwa, porywał ją w swoj nurt niezgłębiony, w niezgruntowaną czeluść zapomnienia o rzeczywistym,