Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szarpała dzieci jedno po drugiem, szukając swoich, gdy budziła śpiące, wydzierała strwożone z rąk matek, plując wściekłą pianą z wykrzywionych warg na te, które nie były jej dziećmi, — ktoś jej poszepnął, pokazał palcem do zrozumiałości, że jej kindry widziano ot tam, na polu, za tamtem wzgórzem, ot tam, tam właśnie, daleko, daleko. Wpatrywała się długo w miejsce wskazane, mrugając szybko powiekami, dysząc z wewnętrznem rzężeniem. Klasnęła w swe powykrzywiane kikuty, zaśmiała się radośnie, aż w żyłach słuchaczów zastygła żywa krew. Wreszcie, ku powszechnej uldze, wypadła z jamy i pędem, susami, skokami, jak wściekły pies, pognała wąwozem i nagiem, pochyłem pustkowiem, po przydętych zagonach... Zdrowy, ogólny śmiech poszedł jej śladem.
Wyzbywszy się waryatki, ludzie wrócili do myśli o założeniu ogniska. Znowu poczęli gadać o przebiciu dziury w sklepieniu trzeciej komory, gdyż tam przy ogniu byłoby najcieplej, a dymu nikt spostrzec nie może, bo ta dymu nad Debrzami tera nie brak, gdy się wszystko dymi: dwór, wieś, drzewa, każda żerdź i każdy kołek w płocie. Pan Granowski znowu odradzał, gdyż naruszenie starego sklepienia może sprowadzić ruinę całego schronu. A gdzie wówczas uciekać przed kulami i gdzie spać? Na to rozmaici mądrale wioskowi orzekli dosyć szorstko, jak wobec powagi zastępcy dziedzica, że w takim razie trzeba palić ognisko w trzeciej komorze, a dym będzie się wywalał przez wejście, bo ta trzecia izba leży najniżej, więc dym będzie się miał ku górze. Zawszeć będzie cieplej, dzieci nie poświerkna z zimna. Zastępca dziedzica