Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się huk wystrzałów ręcznej broni i szczękający chargot karabinów maszynowych. Napastnicy, jak obłok rozpraszający się w górach, szybko tył podali i znikli w nizinie.
Pan Granowski przekonał się, że najsilniejsze, najbardziej wstrząsające wrażenia nie są w stanie pokonać konieczności snu. Rzucił tedy okiem wraz z innymi mieszkańcami dominium i wsi Debrze na perypetye „bitwy“, ale postanowił nie śledzić ich już dalej. Przysunął do siebie walizeczkę, otworzył ją w ciemności. Już poprzedniego dnia, wobec grozy sytuacyi, był we wszystko zaopatrzony. Teraz w sekrecie wyjadł część smacznego zapasiku: połowę pieczonego kurczęcia na zimno, jedną i drugą kromkę chleba z masłem, pociągnął z butelki tęgi łyk starego maślacza. Później zawinął się w swój obszerny płaszcz usunął Kalunia na sam koniec altruistycznie rozesłanego pleda, a sam zajął miejsce sługi. Głowę miał złożoną na szczycie wzniesienia, nogi wsunął pod jakąś posturę, która założyła bezprawny serwitut na jego pledzie, bez względu na prawdopodobną wędrówkę insektów, skulił się w sobie i twardo zasnął, jak na swem łożu florenckim. Obudził się późno, za dnia, gdy już wszyscy wstali i roili się w pieczarach, nieźle wyspany, ale z obrzydłemi ciągotami i łamaniem we wszystkich kościach szkieletu. Głód nie dawał spać tłumowi. Wszyscy rozprawiali o jadle. Dla zabezpieczenia wnętrza walizki od napaści zgłodniałego stada, jaśnie pan zorganizował wyprawę w celu przeszukania zgliszcz i wynalezienia zapasów żywności. Kilku parobków i smarkaczy ruszyło rezo-