Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kpisz, czy co? W którą stronę? Dokądże mam uciekać? Ze wszystkich stron strzelają. Chodź ze mną do pokojów!
— Nie pójdę, jaśnie panie! Nie pójdę!
— Czemu, sługo?
— Wszystko się wali! Boję się!
— No, to czekaj tu na mnie! Zaraz wrócę.
Pan Granowski ze spokojem wszedł do dworu po schodach ganku od strony ogrodu. Ale już w sali jadalnej spostrzegł, że portrety przodków pospadały ze ścian i w swych złamanych ramach zagradzają drogę. Przez chwilę na odwrocie jednego z tych płócien obserwował z uśmiechem litości nazwisko współczesnego malarza, który odrabiał ów autentyczny konterfekt. Później pan Granowski wszedł do swego pokoju. Tu ujął w rękę skórzany sak podróżny, pled i zarzucił na ramiona gruby płaszcz syberynowy. Przez chwilę rozmyślał, wahał się i zastanawiał głęboko. Wreszcie otworzył mahoniową szafkę, wyjął plik papierów Nienaskiego i wrzucił go do wnętrza walizki! Uczynił to na skutek obawy, iż w tych papierach mógłby być jakiś projekt, czy szkic późniejszego testamentu przedśmiertnego, jakaś wskazówka, lub wzmianka, która mogłaby wpaść w ręce niepożądane przy rabunku dworu. Przez główny salon wyszedł do sieni. Ale zaledwie tam stanął, nagły prąd powietrza rzucił go na ścianę przeciwległą. Szklane drzwi na ganek rozwaliły się na ściężaj i olbrzymie gałęzie, niby miotła kolosalnych rozmiarów, wepchnęły się i zagrodziły wyjście. Pan Granowski nie mógł zrozumieć, co się stało. Ostrożnie wybrnął z