Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nudzili się w ciągu wielu — wielu lat w jadalni debrzowskiej, wiecznie pustej, i wyblakłemi jakby zgłodniałemi oczyma patrzyli na stół, zawsze zsunięty i nigdy nie zastawiony, — stał okrutny rycerz w tak zielonej, twardej i powykrzywianej zbroi, że w widzu budziło się niedowierzanie, czy ten namiestnik petyhorskiej chorągwi mógł choć przez godzinę wytrzymać w tak niewygodnych i żelaznych klubach. I ten portret był nowoczesną kopią czegoś innego. Widz, oglądający galeryę familijną, wychodził z pokoju z wrażeniami niezdecydowanemi. Każde oko mrużyło się jakoś niewłaściwie, a usta kryły uśmiech, zwany uśmiechem pod wąsem. Podniosłego wrażenia czci i kultu przodków galerya nie budziła.
Dookoła „pałacu“ na znacznej przestrzeni roztaczał się ogród. Były w nim drzewa owocowe i dzikie, aleje i kępy, rosnące według własnego upodobania. Potrosze z braku pilnego dozoru nawet drzewa owocowe nabierały czubów przesadnie strzelistych, albo za nadto zwisały krzywemi gałęźmi ku trawie, niepostrzeżenie dziczały i rosły według zupełnego widzimisię. Drożyny ogrodowe, niegdyś pilnie gracowane, literalnie porastały trawą i zielskiem, krzewem akacyi i białodrzewa. Dopiero jesień odsłaniała dawniejsze w ogrodzie przejścia i szlaki. W głębi ogrodu zaczynały się wyżłobione w wapiennych żwirowiskach parowy, zbiegające w dół do potoku, który w tem miejscu skręcał do Wisłoka. Te jary, piękne wądoły, zarosłe, dzikie urwiska przyleśne, nieprzebytym gąszczem kalin, leszczyny, jarzębin i jałowców okryte, czyli debrze, nadały, widać, nazwę całej miejsco-