Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Aż tam?
— Aż tam!
— Nie wiedziałem, że pan i do tego jesteś uzdolniony.
— Jestem. Mam pana oddawna na oku, jako austryacki oficer.
— Puszczam mimo uszu to, co pan mówisz, bo to choroba pewnie przez pana gada. Ale pan we mnie, nawet temi chorobliwemi majaczeniami, wyzywasz pewną instytucyę polską, której jestem wybitnym członkiem!
— Właśnie tę instytucyę chcę także przed panem zabezpieczyć i ochronić.
— Panie Śnica!
— Zważyłem oddawna wszystko, co w tej chwili mówię. Sądziłeś pan, że już nie żyję. Szkoda, żem z panem wcześniej nie skończył. Gdy wstanę, pilnuj się pan! Pieniądze wszystkie niechaj będą w pogotowiu. Nic nie rozdawać! Ani grosza nie ruszać! To nie pańskie, tylko publiczne! Żeby mi ani jednego grosza nie brakło!
Pan Granowski wyszedł.


Powróciwszy do siebie tego wieczora, milioner Postanowił opuścić Kraków. Należało zejść z oczu „wściekłemu psu“. Szkoda było takiemu psu białego chleba łaski, której dostąpił był we Włoszech i w kraju. Ale już się rzecz stała... Krócej i prościej mówiąc, dobroczyńca Enkaenu postanowił „zwiać“, zniknąć starym obyczajem, przycupnąć w oddaleniu