Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Padrone“ strzelał palcami, cmokał, wydawał jakieś zabawne okrzyki i wkrótce zdołał uciszyć wrzask malca. Jasiołd przysiadł w ciemnym kącie, zdrewniały fizycznie i moralnie. Wydało mu się teraz dziwnem, niewiarygodnem, śmiesznem złudzeniem, iż przeżywał jakieś głupie cierpienia z powodu przyjazdu porucznika Śnicy, — biegał nocą po mieście, — miał cudaczne sny... Dlaczego? Z jakiego powodu? Skąd to przyszło? Przypatrywał się pilnie oficerowi i czuł dla niego sympatyę. Admirował piękność, męskość, zgrabność, wytworność tego doskonałego człowieka. Być takim! Być przynajmniej cokolwiek do tego arcywzoru podobnym! Uczył się od prototypu męskiej doskonałości ruchów, manier, sposobu mówienia, siadania, palenia papierosa, wyrażeń, pewnych zwrotów stylu, konceptów, anegdot, przypowiastek. Dziwił się również, dlaczego zamierzał przed dwiema godzinami nie przyjąć zaproszenia na obiad. Było mu teraz tak przyjemnie! Słuchał rozmowy obudwu panów, gdy gospodyni oddaliła się do kuchni... Tylu ciekawych rzeczy dowiadywał się po raz pierwszy. Pan Granowski opisywał w krótkich słowach swą podróż z Włoch do kraju. Wspominał o różnych przyczynach przyjazdu do Krakowa, które streszczały się, według jego twierdzenia, właściwie w uczuciu... tęsknoty za ojczyzną... Porucznik w odpowiedzi na prośbę starszego pana ogólnikowo nadmieniał o marszach i kontrmarszach, które wykonał od zaczęcia wojny. Wymieniał nazwy okolic, przemierzonych wraz z armią austryacką, skreślił położenie wojenne, które stale nazywał „sytuacyą“. Pani Ce-