Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbłocone buty. Czynności te wypełniły mu czas aż do popołudnia. Niejasny jakowyś zamiar, jak gdyby naturalny skutek snu, który był widział tej nocy, popychał do wykonania przygotowawczych czynności. Coś miało być przedsięwzięte, coś stanowczego dokonane...
Tuż przed dwunastą ktoś mocno zastukał do drzwi izdebki. Jasiołd otworzył i ze zdumieniem zobaczył wyniosłego oficera. Był to porucznik Śnica. Przyszedł powtórnie, żeby sąsiadowi złożyć podziękowanie za dowody opieki i pomocy, okazane jego rodzinie. Jasiołd zmieszany tłómaczył się, jak istny żak, iż dowodów pomocy wcale nie złożył, bo to przekracza jego środki i siły. Przeciwnie, ależ wprost przeciwnie!... Tyle umiał wykrztusić. Nie odrazu domyślił się, iż trzeba gościowi podać krzesło. Skoro jedno było w izbie, gdy porucznik swobodnie zasiadł przed stołem, musiał umieścić się na niezasłanem łóżku, czyli, po prawdzie, na sienniku ze słomą, startą wewnątrz na tabakę. Gdy tak naprzeciwko siebie zasiedli, dopiero Jasiołd przypatrzył się swemu gościowi. Porucznik był ostrzyżony przy samej skórze i zupełnie wygolony. Nietylko twarz jego i szyja, lecz i skóra na głowie była ogorzała na kolor ciemno bronzowy. Jasno błękitne niebieskie oczy świeciły się pod łukami brwi w tej przepysznej, mocnej twarzy. Podbródek i szczęki po ogoleniu miały zabarwienie fijołkowe, niemal w granat wpadające. Takiż kolor zaciągnął górną wargę i osaczał kształt prześlicznych, ponsowych ust. Wytworny porucznik miał na sobie szary, wojenny uniform z cien-