Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pajdy z masłem i serem, trapił się na samą myśl, że wypadnie przecie odejść. Wiedział z łukowsko-siedleckiego savoir-vivre’u, że po kolacyi nie należy niezwłocznie odchodzić, że trzeba odsiedzieć „przyjęte“. Ale sama myśl o odejściu napawała go teraz bezmyślnym i cudackim żalem. Pani Śnicowa nieomieszkała pochwalić się przed nim swym synem. Ponieważ ów syn spał, jak zabity, skończyło się na oglądaniu go z wierzchu, przy świetle wysoko podniesionej świecy. Matka spostrzegła jednak, że sąsiad z górki doskonale zna zalety jej jedynaka, pamięta różne, nieomal, niedostrzegalne zdarzenia, wie o przelotnych niedyspozycyach Stasia i zdaje sobie sprawę z całego żywota jedynaka. To wprawiło w zdumienie młodą matkę i, jak wiadomo, chwyciło ją za serce. Poczuła wdzięczność dla samotnego, obcego chłopczyny za jego pamięć i sympatyę dla jej synka. To usposobienie wyraziło się zaraz w objawach troskliwości o jego życie i bytowanie. Spytała go znagła, z pozoru w najniewinniejszej myśli, gdzie jada kolacje. Z najbezczelniejszą i swobodną miną odpowiedział, że gotuje sobie na maszynce tutaj „u siebie“. Pyskate dziewczę, Wikcia, wmieszało się do rozmowy z głębi kuchenki, twierdząc z wulgarną efronteryą, że to jest „ekurat prawda, że się psi bodli, a rogów nie mieli, kiedy pan przecie nie ma ani maszynki, ani żadnej rzeczy...“
Jasiołd wyniośle umilkł. Trudno było w istocie, żeby ów, syn nadkonduktora, wnuk dzierżawcy spod Międzyrzeca, człowiek wojskowy, polemizował ze służbą, gadającą z głębi kuchni do państwa w pokoju. Ten niemiły epizod zepsuł złoty nastrój wieczoru. Pani