Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brzegi. Trudno powiedzieć, czy sam widok tego dobra, — powiedzmy, — „kupionego“ gdzieś tam w Staszowszczyźnie, — czy uprzejmość w sposobie podania, czy wreszcie inne jakieś nieuchwytne czynniki sprawiły, że wreszcie Włodzio począł unicestwiać wojenne dary boże, doświadczając wzruszeń natury fizycznej i duchowej nie do opisania. Nigdy jeszcze nie było mu tak dobrze na ziemskim padole. Piękna sąsiadka pytała go uprzejmie i serdecznie, skąd pochodzi, wniknęła odrazu ze szczególnem zrozumieniem w stosunki rodzinne. Wszystko brała do serca po prostu i sama była prosta, swojska, z tego samego świata. Żałowała wojaka, że jest tu sam, tak daleko od matki i w tak opłakanych warunkach. O wszystkiem mówiła bez blagi i obłudy, ze szczerością, nie dopuszczającą wykrętów. Każde jej zapytanie coś otwierało w skrytościach jego duszy. Każde spojrzenie było pociechą przyjaźni i siostrzaną dobrą radą. Niewiele upłynęło czasu, Włodzio nie przełknął jeszcze drugiej szklanki herbaty ze śmietanką, (recte: śmietanki z herbatą), aliści pani porucznikowa udzielała mu na jedne z jego relacyj rad, na inne ostrych napomnień Pierwszy to raz w życiu rozmawiał z kobietą starszą, z osobą obcą tak poufale i pierwszy raz doświadczył męskiej rozkoszy i subtelnej radości. Gdyby ta pani zapytała go była o najtajniejsze sprawy osobiste, lub familijne, odpowiedziałby zaraz z największą szczerością, czuł bowiem, że mówi z wiernym przyjacielem. O ile przed pół godziną pragnął czmychać z tego miejsca co siły w nogach, o tyle po wypiciu drugiej szklanicy herbaty i strąceniu w otchłań wilczego apetytu duplikata