Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie może powyciągać gwoździ, głęboko zaklepanych w deski, a gołą ręką nie oderwie pokrywy. Pani Śnicowa rzekła na to z uległem przeproszeniem, że właśnie umyśliły prosić go, jako sąsiada, czyby nie znalazł jakiego sposobu otworzenia skrzynki. Młody sąsiad zdał sobie nieoczekiwanie sprawę ze swego brutalstwa i doświadczył istnych wyrzutów sumienia. Za łaskę zaproszenia go do pomocy, za łaskę, która stała się dla niego niezasłużonem szczęściem, odpłacił zaraz na wstępie ordynarną, iście karczemną przymówką. Szczeromówny drągal z Łukowa! Ryfa podlaska! Na szczęście przypomniał, że ma na górce góralską siekierkę, pamiątkę wyprawy w Tatry. Jak postrzelony, wymknął się z pokoju, jednym susem wpadł do swej izby, chwycił z kąta ciupagę i niezwłocznie zjawił się w mieszkaniu pani Śnicowej. Siekierka nadała się doskonale: gwoździe udało się powyciągać i pokrywę nieuszkodzoną odwalić. Dokonawszy tego i poczytując swoją misyę za skończoną, Jasiołd ukłonił się z taką elegancyą, jakby żegnał samego dyrektora gimnazyum, i zamierzał oddalić się czemprędzej. Pani Śnicowa prosiła go, żeby się przez chwileczkę zatrzymał. Teraz dopiero kawaler znalazł się, jakby w piecu ognistym. Każda chwila pobytu w lokalu tej pani była dla niego falą żywego źródła, której przypomnienie miało się stać dopiero później rozkoszą. Ale samo obcowanie z tą osobą przerażało go i unicestwiało tak dalece, że pragnął uciekać co tchu do swojej klety. Tymczasem służąca Wikcia wyładowywała ze skrzyni i rozwijała z opakowań wielką bryłę masła, pokłady serów krowich i baryłki owczych, bochenki okrągłego,