Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie obchodziły jej losy i koleje wojny. Gazet nie czytała, albo przebiegała oczyma, gdy same w ręce wlazły, dorywczo i przypadkiem. Od sąsiadów powroźników powzięła czasem wiadomość o tem, co się dzieje, co w mieście mówią. Miała pewność, że jeżeli trzeba będzie wyjeżdżać z Krakowa, wskutek zarządzonej „ewakuacyi“, to władze wojskowe dadzą o tem znać. Wtedy pojedzie gdzieś dalej, do Wiednia, czy innego miasta w południowej Austryi. Tymczasem żyła z zupełnej błogości. W sekrecie przed bliźnimi pielęgnowała wielką wdzięczność dla wojny, która sprawiała tak wydatną poprawę na lepsze w jej beznadziejnem dawniej położeniu. Bała się, jak ognia, samej myśli, że wojna może się skończyć, mąż wróci, zdejmie mundur, wydzierżawi znowu „pracownię“, dokąd będą przychodzić rozwydrzone i bezwstydne dziewczyniska, zwane „modelkami“. Nienawidziła samego wspomnienia o kolegach, rozprawiających wieczorami i nocami o swej „sztuce“, z której ani w całości ani w szczegółach nic nigdy nie rozumiała. Nienawidziła całego świata „sztuki“, zapachu farb, widoku płócien i jaskrawych mazanin, bez żadnego zgoła dla niej znaczenia i sensu, o których notoryczne wałkonie, wydrwigrosze i pijaki, owi koledzy — artyści, godzinami darli się przy wódce i kiełbasie, wykrzykiwali, rozprawiali i stawali sobie do oczu, — mazanin, z których powodu nienawidzili się wzajem do gruntu, jak to swym sprytem kobiecym wielekroć stwierdziła. Nie pragnęła również, prawdę mówiąc, powrotu Leszka Śnicy. Trudno twierdzić, żeby nie miała należytego przywiązania do męża, — ale wolała