Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było odpowiedzi. Blade twarze wieśniaków były, jak jedna: nieme i milcząco głupie. Śnica powtórzył swe pytanie — z tym samym skutkiem. Wówczas wyszukał oczyma tego, który dawał mu zapewnienie, iż we wsi Moskalów niema. Wywlókł go za kudły z szeregu i jeszcze raz zapytał, czy Moskale byli we wsi. Chłop pochylił się do samej ziemi i bełkotał:
— To samo nama... pistolety do łba przystawiały, jeśli zaś który parę z gęby... Nad dziećmi stały z gołemi pałaszami...
— Prawda! — zawrzaśli wszyscy chórem. — Z gołemi pałaszami stały nad małemi dziećmi! Pistolety babom do łbów przymierzały! Biły, kopały!
Chór ten rwał się w powietrzu pod straszliwym wzrokiem komendanta. Zimno przemknęło przez całą gromadę i zmroziło szpik w kościach. Ludzie zamilkli i czekali. Śnica poczuł również w szpiku swych kości zimno przeraźliwe i szczególnie radosne. Był teraz spokojny i tak pewny swych zdecydowań, jakby wykonywał zadanie matematyczne w chwili popisu. Skinął na żołnierzy konwojujących i szeptem wydał im rozkaz. Ci natychmiast utworzyli głęboki półokrąg i, według skinień swego wodza, gnali bagnetami bandę czterdziestu pięciu chłopów do najbliższej z brzegu chałupy. Ponieważ drzwi jej były zawarte, wywalono je kolbami. Chłopstwo próbowało opierać się, jak trzoda zuchwała i dzika, zapędzona do chlewa. Ale dwa bagnety, źgające na głęboko każdego z nich z dwu stron, władowywały ich kolejno do wnętrza. Gdy wszyscy w głębi domostwa znikli, natychmiast zatrzaśnięto drzwi, prowadzące na ulicę wioski, tu-