Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wykrzyknął sakramentalne — aj-waj! — i nie usłuchał rozkazu. Porucznik zadał mu w bok potężnego kuksańca, lecz i to nie skutkowało. Nos żyda zanurzył się w glinę i głowa leżała bezwładnie. Gdy sąsiad z drugiej strony podniósł tę głowę na rozkaz, ujrzano, że ze środka czoła strumień krwi tryska. Kula moskiewska położyła kres trwogom Majersona. Szereg żołnierzy, jak jeden mąż, wybuchnął śmiechem. Wszysczy stwierdzali zgodnie, iż się to oddawna temu tchórzowi należało. Zaraz też, gdy strzelanina moskiewska przycichła, kilku odkomenderowanych pod wodzą kaprala, schroniwszy się za gliniastą ścianę, poczęło kopać nową katakumbę dla Majersona. Wygrzebywano ją z boku od dawnej, nieco wyżej, żeby nie zahaczyć o tamtych niespokojnych kamratów, i żeby, bądź co bądź, nie mieszać mężnych katolików z niechrzczonym tchórzem.
Ostrzeliwanie ciągnęło się dniami i nocami. To też ludzie byli ciągle niewyspani, choć prawie bez przerwy drzemali. Na szczęście stale dopisywała pogoda. Wyciągnięci pod swą przykopą, nakryci płaszczami, lub rozciągnięci na płaszczach, śnili zbiorowo. Komendant Śnica leżał zazwyczaj nieco dalej od bractwa na rozrzuconym płaszczu, zostawiał pieczę nad plutonami feldweblowi, plutonowym i kapralom i trwał w stanie półjawy, półsnu. Z oczyma utkwionemi w niebiosach lubił trawić czas na długotrwałem zgłębianiu ruchu, barw i kształtów obłoków, przesuwających się wpoprzek ciemnobłękitnej nieskończoności. Doświadczał w owych chwilach jasnowidzenia istoty sztuki. Gdyby miał ze sobą farby i ma-