Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tamtej stronie frontu, czy niema usiłowań współpracujących?...
Pani Lenta zajaśniała od uśmiechu tajemniczego, radosnego, ogarniającego, jak płomień, jej całą postać. Szepnęła prawie z zachwytem:
— Ależ tak! Milion razy — tak!
— Rozumiemy się, pani! — wyrzekł bogacz.
— W tych sprawach da panu wyrzerpujące informacye ktoś doskonale znany i, przypuszczam, miły.
— Któż to? — Same miłe niespodzianki!..
— Sabina Topolewska.
— Ona? Ale skądże znowu ona?
— Byłyśmy razem za granicą. Teraz pracujemy tutaj. Sabina stoi jeżeli nie na czele, to w pierwszej linii bojowników czynnych po tamtej stronie frontu.
— Doprawdy? Miła Sabcia, uprawiająca niwę polityki... Jakże to radosne zjawisko!
— Tak, tak, kuzynie, czasy nadeszły takie... Jeżeli raczysz wesprzeć swym hojnym darem i tamte prace, przynajmniej będziesz pewny, że powierzyłeś go doświadczonej ręce.
— O, tak! Wierzę!
Mecenas Naremski nie miał w trakcie końcowego ustępu tej rozmowy wyrazu zadowolenia na licach. Pani Żwirska dostrzegła to i, w sensie tłómaczenia, rzekła:
— Panowie z piętra, grube ryby naszego Enkaenu, tutejsi galicyjscy optymaci społeczeństwa, niechętnie widzą nasze prace na terenie Królestwa. Sprzeciwiają się, nawet protestują...