Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Teraz w Przemyślu, ale stale — co? Nie dosłyszałem. Stale — co? Pod Sokalem. U krewnych pod Sokalem? Dziękuję!
Odłożywszy słuchawkę, zakomunikował milionerowi zasłyszaną wiadomość, iż żona malarza Śnicy teraz bawi jeszcze w Przemyślu, ale wybiera się jechać do krewnych matki, którzy mieszkają gdzieś pod Sokalem. Pan Granowski podziękował prawnikowi za przeprowadzenie tego wywiadu, lecz zaraz dorzucił:
— Proszę pana, gdzieby to można zasięgnąć informacyj ściślejszych, bardziej dokładnych o tym oficerze?
— Bardziej dokładnych... Gdybyśmy wiedzieli, w którym jest pułku, trafilibyśmy do najpewniejszego źródła. W pałacu sztuki, niestety, tego szczegółu nie wiedzą. Tyle, że porucznik... Ale od czegóż jest nasze własne, nasze polskie ministeryum wojny? Nasz departament wojskowy? Nasz Enkaen?! — zawołał adwokat dumnie, z tryumfującą miną.
— Jakież to tam znowu własne ministeryum wojny? — pytał pan Granowski.
— A! szanowny pan powinien przecie zobaczyć tę naszą dumę i nadzieję własnemi oczyma. Tembardziej, że tylko na tej drodze możemy najszybciej powziąć wiadomość o owym Śnicy.
— Dobrze, ale jakimże to sposobem ja mógłbym wejść do owego Enkaenu?
— Jestem jednym z jego fundatorów, jednym z członków założycieli i najczynniejszych działaczów. Znam tam wszystko od początku do końca i od góry do dołu.