Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W wątłe tkaniny przygodnych pociech, nawiane przez łaskę bożą, zatapiał się raz wraz oszczep przeszycia i rozdzierał pajęcze włókna złudzenia. Nie było nigdzie pociechy! Zimna wszędzie zemsta wypadków! Serce w kryjówce swej stało się, jako więzień wzgardzony przez świat, zapomniany na wieki wieków i przeklęty przez odpuszczające miłosierdzie. Zwolna-zwolna bagno głębokie zawłóczyło cudowny ogród kwiatów miłości. Wszystek okrąg widzialny stał się, jako forma niewoli, skamieniały kształt śmierci, cmentarz na wszystko obojętny. Poświęcenie, oddanie się, czułość, wierność, ofiara ze siebie, ufność, miłosna troskliwość i rzewne przywiązanie, — wszystko, co żywe, — stało się teraz w tym martwym kraju, jako ślady krwi z tętnic na jałowym, zdeptanym i ugnojonym kurzu gościńca. Same łzy nie darzyły pociechą, lecz otwierały nowe, nieznane aż dotąd okniska boleści. Zraszały obficie ranę, lecz po to jedynie, żeby ją uczynić bardziej dokuczliwą. Krótkie wśród bezsenności widzenia przynosiły obrazy nieznane, z tamtego sprowadzone świata, niewiarygodnie dziwne zdarzenia, twarze surowe i straszliwe głosy, zawierające myśli, które miotały śmiertelną trwogę. Łkała, tłukąc się po swej izbie. Biła głową o poręcze łoża boleści i rozkoszy tak niewiadomej, tajemniczej, ohydnej i wszechmocnej. Gdy przyszła na dworzec, patrzyła na żelazne szyny kolei, po których uciekł jej kochanek. Ach, i w nich nawet było coś z tej samej rozkoszy i tej samej męczarni, którą on ją napoił! Marzyła, żeby rzucić się pod pociąg. Nie cierpieć dłużej tej nieposkromionej w sobie chi-