Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

roboty. Sama mu przecie wskazała, wetknęła do ręki wytrychy. Od niej się dowiedział, że tak można. Jeśli za takie figle ma się spotkać z panem, co siedzi i czeka na gości w prefekturze policyi, to przecie niech będzie o czem z nim gadać! Dotąd nie wiedzieli, Cesare i ten piękny pan, o czem gruchać ze sobą. Wnet potem, cisnąwszy w krzaki papierosa, wstał z miejsca i nie obejrzał się poza siebie. Poszedł na dół. I już go więcej nie widziała. Na dawnem miejscu przy tramwajach nie siedział, do domu nie zaglądał. Przepadł. — Klęski, których niepodobna zgrupować w istotną historyę, ani nawet wyliczyć, poczęły splatać się dokoła niej w dziwnie zajadłe zespoły, jakby w hufce liczne i zawzięcie prześladujące. Biły ją wciąż te same coraz wścieklej, albo zamieniały się jedne na drugie, jak gdyby przebierając się w coraz to odmienniejsze postacie. Uczucia poczęły gęstnieć i ciemnieć, jak chmury, które pcha burza, lecąca ze swego tajnego miejsca pobytu za widnokręgiem. Nie wiedziała, co się dzieje w niej i dokoła. Czuła wciąż straszliwy żal. Modlitwy najżarliwsze nie uśmierzały boleści, lecz czyniły serce coraz bardziej subtelnem, iż jasnowidziało grzech dokonany i cnotę porzuconą. Nie było ratunku nigdzie na ziemi.
Gdy się znalazła nad morzem, siadała w oknie swej izby nocami, patrząc w to dalekie, bezbrzeżne widziadło. Było bez dna i bez końca, jak jej boleść. Zdarzenia, wśród których chodziła, były, jak brzeg wąski i znikomy. Czasami w pustyni tego morza przemykał się żagiel łodzi, jak złudzenie pociechy przemierzało czasem jej wielką niedolę. Kiedynie-