Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piękne ręce, plecy i piersi. Myła się wciąż pachnącemi mydłami, nie wiedząc wcale, poco to robi, bo przecie ani jej było w głowie pokazywać się temu panu, żeby tam nie wiedzieć jak prosił. Miała również zamiar o tych jego prośbach donieść pani Śnicowej, żeby wiedział, iż z zacną dziewczyną ma do czynienia. Odkładała termin wystosowania tego donosu z tego jedynie względu, żeby więcej materyału oskarżającego mieć na dowód jego winy, i że, bądź co bądź, nieprzyjemnie było o tem zaczynać rozmowę. Palił ją język, żeby powiedzieć komuś, komukolwiek, o takim bądź co bądź panieńskim tryumfie. Na razie nie miała komu, poza osobą pani Śnicowej. Czekała z dnia na dzień, od poranku do poranku, na szczegóły, — co też dalej będzie. Była strasznie ciekawa. Przebudziwszy się w nocy, wielekroć zadawała sobie pytanie, coby się stało, gdyby przystała na odsłonienie rąbka koszuli. Może to tak koniecznie trzeba z artystami? Coś o tem słyszała. Coby było dalej? Coby powiedział? Marzyła o tem, błądząc w świecie zupełnie nieznanym, coby było, gdyby przystała na takie głupstwo? Nadewszystko było jej nad wyraz przyjemnie, gdy po długiej nocy nadeszło wreszcie gorące rano. Gdy muchy zaczynały brzęczeć, a pierwsze ptaki uderzały w swe gromadne pieśni, zrywała się z pościeli, jak oszalała, żeby biedź po małego. Prócz tego — lubiła obecność przy sobie Śnicy. Jeżeli przypadkiem odszedł z kuchni, albo się spóźnił, nie mogła wytrzymać. Sprawiały jej przyjemność jego ruchy, gesty, pomruki do syna, cmokania i jakieś polskie słowa. Nie rozumiała tych słów, ale jej się