Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnego dnia, o świcie, Śnica, który sypiał zdala od żony w swej pracowni na górze, wczas się obudził, zeszedł po cichu bez butów, ażeby z nagłej a niespodziewanej czułości zobaczyć, co też się dzieje z jego synem. Drzwi do kuchni były otwarte. Wszedł znienacka, gdy Isolina karmiła małego. Nie spodziewając się, żeby o tej porze ktokolwiek mógł ją widzieć, gdyż codzień sama się tam tylko krzątała, Isolina była niemal naga. Miała na sobie tylko panieńską koszulę, powystrzyganą u góry, — włosy rozpuszczone i gołe nogi. Śnica oparł się łokciami na stole i, nie zwracając na nią uwagi, zaczął gadać do syna, pieścić się z nim czułemi słowami. Służąca nie wiedziała co począć. Chciała wręczyć ojcu flaszkę i uciec do swej izby, ale on nie brał z jej rąk tej flaszki. Nie spostrzegał jej obecności, więc czekała na chwilę stosowną, — a bała się, oddając mu butlę, zwrócić na siebie uwagę. Zresztą był to przecie „pan“, a ona była służącą. Quasi-pan, zajęty synem i coraz bardziej nim zachwycony, oczarowany tem, iż mały wyraźnie wodził oczyma za rozkołysaną lampką, począł zwierzać Isolinie swe spostrzeżenia, pytać ją o zdanie, — czy dziecko widzi tę lampkę, czy to tylko przypadkowy ruch jego oczu. Oparci o stół łokciami, wpół leżąc na jego tafli, zapatrzeni w dzieciątko, rozmawiali o niem przyjaźnie, w zapomnieniu o sobie i świecie. Mały pochłonął z kretesem ich uwagę i na tak długo, aż wyciągnął z flaszki wszystko mleko do ostatniej kropli. Ale oto Śnica rzucił przypadkowo okiem na stronę i zobaczył nagie ramię dziewczyny, przezierające z pod pasem jej włosów. Te włosy