Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego synowie, jeden subjekt z drogeryi, a drugi niższy urzędniczek pocztowy, z godnością odpowiadali na pytania pana Granowskiego, mówili zdaniami okrągłemi i utartemi słowy, które wszędzie muszą być dobrze widziane, gdyż są w powszechnym obiegu, jak bilon drobnej monety. Isolina była w swoim żywiole. Pozwalała sobie nawet na swobodę żarcików. Pochlebiała jej łaskawość pani Oscalai i, niejako, zażyłość z panią Śnicową. Cieszyła ją możność pokazania wszystkim, iż biedna rodzina ojca Berto nie jest tak znowu beznadziejnie ostatnią, skoro zasiada do stołu z osobami takiego dostojeństwa i bogactwa. Śnica był ironiczny. Nudził się i niecierpliwił. Jadł dużo, jak w restauracyi. Kazał podawać potrawy co najlepsze, smakołyki, owoce, przebierał w gatunkach win, kaprysił co do rodzajów już wybranych. Pokazywał temu Granowskiemu i tej tam pani Oscalai, a nadewszystko Catonowi, że było się przecie w Paryżu, widziało się nie takie uczty i nie takie pijało wina, (aczkolwiek, po prawdzie, widziało się co najwyżej Lilasy na Montparnasie i Leduc’a na Raspailu). Najbezczelniej zachowywał się mały Śnica, bez zwrócenia uwagi na czyjekolwiek dostojeństwo lub kapitały. Najskromniej znowu tkwił za tym pańskim stołem stary Berto, ubrany w paradną marynarkę i czystą, wymaglowaną bieliznę. Siedział na brzeżeczku krzesła, jadł mało, pił jeszcze mniej i bacznie patrzał, czy aby dzieci zachowują się poprawnie podczas tak wielkiej chwili. Pierworodny syn Cesare, pod surowemi spojrzeniami ojca, siedział również, jak na szydłach. Jadł tylko takie okruszynki ciasta, że i