Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sądzę, że pani już dobrze się czuje, skoro może opuszczać pokój?...
Zarumieniła się naprzód, a potem skromnie odpowiedziała:
— Tak, już znacznie jestem lepiej.
— Sama pani przyszła do tej altany, nieprawdaż?
— Tak.
— Dalej jednak, niż do tego miejsca, nie próbowała pani jeszcze się wydalać?
— O, nie! Dopiero drugi raz jestem tutaj. Ale tak mi się już uprzykrzyło leżenie w numerze za zamkniętemi okienkami!
— Czy mają państwo zamiar ulokowania się z maleństwem w mieście? Nieprawdaż?
— Oczywiście... — bąknął Śnica.
— Proszę pani... — zwrócił się pan Granowski do młodej matki w taki sposób, jakby ona jedynie o wszystkiem decydowała, a „mąż“, sterczący w pobliżu leżaka, był tu czemś w rodzaju posługacza, albo garsona, — proszę pani, mam pewną prośbę...
— Prośbę? — zdziwiła się pani Śnicowa.
— Gdyby pani była łaskawa do niej się przychylić, bardzoby to była dla mnie pochlebna i przyjemna decyzja.
— Słucham pana!
— Mieszkam niedaleko stąd, — oto tam, na tem wzgórzu za drzewami. Powietrze tam jest bardzo zdrowe na stokach Fiesole, widok rozległy. Dom mam dosyć obszerny, za obszerny, jak na moją samotność. Obok domu jest miły ogród. Czyby pani nie była łas-